Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/138

Ta strona została skorygowana.
128

— Jak zostanę zaangażowaną, to i owszem; teraz muszę myśleć o roli. Nie przeszkadzaj mi pan, już ani słowa nie odpowiem.
— Jestem posłuszny, posłuszny aż do śmierci — wołał pan Leon.
Regina stała w miejscu z brwią ściągniętą, jakby zapytywała samej siebie, czy rzeczywiście nieznany wczoraj jeszcze człowiek odzywał się do niej w te słowa, a ona pozwalała na to, ona, będąca tutaj sama jedna, bez żadnej opieki.
Czerwone plamy wystąpiły na jej twarz, oczy mgliły się wstrzymywanemi łzami. Czuła się nad brzegiem przepaści jakiejś i ogarniało ją przerażenie trudne do opisania.
— To nic — szepnęła sama do siebie, podnosząc drzącą rękę do czoła — trzeba się uczyć, trzeba zapomnieć.
Wzięła znowu rolę, ale długi czas upłynął, zanim zdołała o tyle zapanować