Tymczasem opieka szlachetnego ojca rozgniewała również pannę Zenobię, która rościła sobie do niego niejakie prawa i zawołała go bez ceremonii, a gdy on ociągał się ze stawieniem na jej rozkaz, wyrzekła głośno do panny Alfonsy:
— Masz pani słuszność, te niuńki najgorsze. Jak tylko kobieta oczy spuszcza...
— To musi mieć przyczynę, — zawołała energicznie primadonna.
— Tak, musi mieć ku temu przyczynę — zawtórowała naiwność. — Dlaczego ja ich nie spuszczam?
— Ani ja — powtórzyła arystokratyczna matka, której niezmiernie o łaskę panny Alfonsy chodziło.
— Boś już zapomniała, jak je spuszczać można — odezwał się grubiańsko specyalista od ról liryczno-komicznych, opatrzony pomidorowym nosem i blado-żółtą czupryną, który, jak się pokazało piastował godność małżonka arystokratycznej matki
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/142
Ta strona została skorygowana.
132