Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/158

Ta strona została skorygowana.
148

Słowa te nie mogły pocieszyć Reginy, to też płakała coraz mocniej rzewnemi łzami.
— Sława i majątek! — wołał dyrektor — czego to się dzisiaj kobietom zachciewa!
Mówiąc to jednak, raz wraz spoglądał na Reginę. Miała ten rzadki układ twarzy, któremu łzy dodają wdzięku, toczyły się one z jej oczu jak płynne dyamenty, nie krzywiąc rysów, płynęły bez wysilenia i czyniły ją piękniejszą jeszcze.
— Ja ci sławy i majątku wcale nie obiecuję — wyrzekł wreszcie — Talent przy pracy dać może co najwięcej chleb powszedni, a ten zapewne ofiaruje ci narzeczony, którego kochasz — dodał z przyciskiem.
— Nie panie — odrzekła z prostotą — Narzeczony nic mi ofiarować nie może. On zdobywa sobie przyszłość i ja zdobyć ją chciałam.