Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/160

Ta strona została skorygowana.
150

dogmat. Jednak kiedy to mówił, twarz jego wypogodziła się znowu, przybrała wyraz łaskawy, tylko na szerokich, mięsistych ustach osiadł uśmiech satyra.
— Czy to rozumiesz? — zapytał obejmując ją wzrokiem, przed którym oczy spuścić musiała.
Milczała przestraszona; łzy jej zatrzymały się, drgały tylko na rzęsach i oblewały źrenice, dodając im jeszcze miękkości i blasku. Z za tej kryształowej zasłony łez spoglądała na niego oczyma zranionej gazeli.
Dyrektor patrzył na nią czas jakiś.
— No, no — dodał po chwili — jeśli nie rozumiesz dzisiaj, to zrozumiesz zczasem, a wówczas poznasz może, jaką drogą dochodzi się do sławy i majątku. Dojść możesz, jeśli zechcesz, masz na to dość piękne oczy.
Zaczął się śmiać. Wiedział, że ona odpowiedzieć mu nie zdoła, więc mówił dalej: