tności, niechby przeszła przynajmniej przez tę ogniową próbę. Zabliska była celu, ażeby się cofać. Potem będzie miała czas rozważać, wahać się, spełnić lub porzucić świetne nadzieje.
Miała do wyboru poniżenie lub nicość, tu i tam chleb łaski i przyszłość niepewną. Przeciwko jednej i drugiej zżymała się jej duma, buntowały jej żywotne siły. Czuła się stworzoną do czegoś lepszego, a nadewszystko czuła niepohamowaną żądzę wyzwolenia się z wrogich warunków, w jakie los ją wtrącił. To dodawało jej siły.
A jednak, gdy pomyślała o dniu jutrzejszym i o tem, co on znów przynieść jej może, drżała całem ciałem i pragnęła, jak skazany na męczarnie, by ta noc, co ją od nich oddzielała nie skończyła się nigdy.
A tymczasem ubiegały godziny wieczoru i zegar miejski wydzwaniał jednę po drugiej powoli, uroczyście.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/166
Ta strona została skorygowana.
156