Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/176

Ta strona została skorygowana.
166

branej publiczności, dochodził szmer jakiś, podnosił się oklask, rozbrzmiewał okrzyk: brawo, brawo! wyrzucony z mnogich piersi. Okrzyk podobny jak iskra elektryczna wstrząsał artystkami i odbijał się aż w głębi ciemnych kulis. Tam, poza tym blaskiem sali oświetlonej rzęsiście, w której gazowe płomyki odbijały się w złoconych przystrojeniach białych pilastrów, w gorącej czerwieni aksamitnych poręczy lóż i krzeseł, był świat inny zupełnie. Tu, wśród ciasnych, zawalonych przejść, wśród sznurów, dekoracyj i przyborów różnych, snuł się tłum tak mało podobny do tego co zapełniał salę, jak mało podobnymi były do niej te ciemne zaułki
Tłum ten składał się z odartych posługaczy, brudnych maszynistów, zasmolonych strażaków. Scena stanowiła rozgraniczenie pomiędzy tymi dwoma światami, z których jeden reprezentował świat użycla i rozkoszy, drugi świat nędzy. Na sce-