Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/191

Ta strona została skorygowana.
181

Wprawdzie zapomocą nieustannej baczności, Wacław potrafił odsunąć trochę od siebie Józia i jemu podobnych; ale była to walka nagła, a koledzy, niezrażeni chłodną grzecznością, którą Wacław odgraniczał się od nich, gotowi byli korzystać z każdej chwilki zapomnienia, by wkroczyć na wzbronione terytoryum poufałości, a tymczasem śmieli się z niego i pokazywali swoje niezadowolenie z obecnego stanu rzeczy w sposób właściwy ludziom, niemającym pojęcia o formach towarzyskich. Był to stan naprężony i nieznośny. Pilnowanie linii demarkacyjnej pomiędzy stosunkami których zawierać nie chciał, a nieprzyjaźnią zbyt jawnie okazywaną, stanowiło samo przez się zadanie trudne i nużące.
Pan Schmetterling bez ceremonii nazywał wszystkich pracujących w biurze swoimi ludźmi i lubił się nimi pysznić; spotkawszy zaś przypadkiem którego z nich