Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/195

Ta strona została skorygowana.
185

— Słyszałem, słyszałem żeś się umieścił w biurze pana Alberta i ucieszyłem się prawdziwie. Podobno pozycya świetna, pan Albert zadowolony, i ja także, boć pierwsza myśl poszła odemnie.
— Tak, jestem u Schmetterlinga — odparł zakłopotany.
— Cieszę się, cieszę prawdziwie — powtarzał pan Euzebiusz, ściskając z takim zapałem rękę Wacława, iż ten nie wiedział jak mu powiedzieć, że cieszyć się nie było tak bardzo z czego.
— No, więc teraz wszystko pójdzie jak najlepiej — mówił dalej gospodarz domu, nie zważając zupełnie na postawę gościa, który widocznie nie był o tem przekonany.
— Niekoniecznie — wyrzekł w końcu ten ostatni.
Pan Euzebiusz roześmiał się przyjaźnie.
— Rozumiem — rzekł — praca nas nuży. Cóż chcesz, mama nie przyzwyczaiła nas do niej.