Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/227

Ta strona została skorygowana.
217

się działo co chce, ona już więcej znieść nie mogła.
Dyrektor zrozumiał to szybko; do ostateczności dojść nie myślał. Był to świetny materyał do wyzyskania, przekonywał się o tem na każdym kroku. Takich istot człowiek zręczny z ręki nie wypuszcza, a dyrektor był niezaprzeczenie zręcznym człowiekiem.
— No, no — wyrzekł z pozorem dobroduszności, który doskonale przybierać umiał, gdy mu to było potrzebne, — widzę że znowu byłem trochę zaprędki. Uspokuj się i nie uważaj na to; już taka moja natura.
Patrzyła na niego łagodnie i smutno. Słowa te nie zdołały powrócić jej sił wyczerpanych, wiary i ufności. Chciała coś powiedzieć, ale myśli znękane nie mogły sformułować się w słowa. Jemu jednak szło najmniej o to, co mówić miała. Ta jasna, kryształowa natura była dla niego