Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/280

Ta strona została skorygowana.
270

— No! — zawołał wreszcie — to już trudno, pan na wielkiego pana stworzony, pan nigdy nic nie zarobisz.
— Chcę zarobić, ale uczciwie.
— Pan położysz swój podpis na pożyczce, której nie dasz, ot i wszystko. Co pan ma dalej patrzeć, co to pana więcej obchodzi?
— Obchodzi mnie, jaki użytek zrobiony będzie z mego nazwiska, bo jest to wszystko, co dzisiaj posiadam na świecie.
— No! niech pan się nie gniewa — zawołał Józio, odsuwając się machinalnie. — Ja im powiem niech sobie kogo innego poszukają. Oni chcieli mieć porządne nazwisko na swej hipotece, bo myśleli, że jak ono będzie na drugim numerze, to na pierwszy znajdą łatwo kogo, coby pożyczył. Tak stoi taki, coby zaraz ustąpił; on tam jest tyko dla formy, a dom cały i połowy tej pierwszej sumy niewart. No, za pie-