Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/287

Ta strona została skorygowana.
277

dzie nazajutrz na herbatę, tem bardziej iż sam zaczął mówić o posadzie stosownej dla Wacława, która lada dzień wakować będzie.
Rozeszli się w ten sposób.
Skoro tylko pozostali sami, Antoś, który poza promieniem wzroku pana Euzebiasza dawał energiczne znaki Wacławowi, zawołał wesoło:
— Szczęśliwy człowieku, i ty się jeszcze kłopoczesz o przyszłość?
Ale Wacław tej wesołości podzielać nie mógł; rozumiał on dobrze znaczenie odebranych zaprosin i warunki, pod którymi protekcya skuteczną być miała. Powiedział to w kilku słowach towarzyszowi.
Antoś słuchał go i śmiał się z całego serca.
— I cóż tu śmiesznego? — zapytał zdziwiony.
— Jesteś niepoprawny — rzekł, a widząc że Wacław nie rozumiał go zupełnie,