Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/298

Ta strona została skorygowana.
288

wał sam siebie, jaką była tajemnica tego człowieka, co go popchnęło do tej ostateczności? a w sercu jego rodziła się litość wielka, połączona z rodzajem trwogi. Poza tem samobójstwem widział morze cierpień, którego bałwany uderzały jeden po drugim w tego człowieka, aż zmogły w końcu siłę oporu i pochłonęły go w głębiach swoich.
— A co, czy nie mówiłem że u niego straszna bieda? — odezwał się przy nim głos Ceklerberga.
Wacław obejrzał się zgorszony; słowa te przerywały jego bolesną zadumę i spotkał przebiegłe oczy kolegi w siebie utkwione.
— Pan bankier będzie z tego bardzo niekontent — dodał spokojnie Józio.
Wacław przywykł był już do obojętności ludzkiej, objawiającej się w rozmaitych formach; przecież nie mógł jej znieść w tej chwili. Słowa, rzucone w ten sposób