Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/306

Ta strona została skorygowana.
296

wiek powiedział mu co podobnego, zanim wszedł do biura eleganckiego, wspaniałego, niedbale rozrzutnego Alberta Schmetterlinga, byłby nie uwierzył nigdy w te ciemne strony charakteru, tak starannie ukryte przed światem.
— Co pan chce, pan bankier jest mądry, bardzo mądry. No, teraz trochę przemądrował z Mergoldem, będzie tego żałował.
Praktyczne zapatrywanie się Józia na tę sprawę raziło go jak ton fałszywy i przypomniało zarazem koło społeczne, w które był wplątany. On dla Schmetterlinga w tej chwili czuł tylko pogardę, pałał żądzą okazania mu jej jawnie, zdarcia tej obłudnej maski dobroduszności, którą przybierał przed światem.
Była to żądza godna Don Kiszota, bo cóż on mógł uczynić bankierowi, którego łaski sam potrzebował, którego chleb pożywał? I przyszło mu na myśl, czemu nie