ze łzami jego ręce; dźwięczała mu w uszach jej skarga. Swoją drogą ludzie byli mu wstrętni i on sam był wstrętny sam sobie. Cudze nieszczęście budziło w nim wściekłość przeciw bezsilności własnej i szaloną chęć odwetu, odwetu za jakąbądź cenę.
— Nie — wołał zamknięty w swojej izdebce, przebiegając ją gorączkowym krokiem — tak dłużej być nie może!
Samobójstwo jest zaraźliwe w takich długich godzinach samotności i upadku; przychodziło mu na myśl, że jedna chwila skończyć może udręczenia i upokorzenia życia.
Są straszne godziny, w których przepełniona czara goryczy wylewa się na zewnątrz i rodzi rozpaczne postanowienia. Łamał swoję naturę od zbyt dawna, a razem z naturą, kruszyło się w nim, według wyrażenia poety, i dumne serce. Ręce opadały mu do dalszej pracy, myśl cofała się przed troską, sumienie przed drogami
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/316
Ta strona została skorygowana.
306