Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/329

Ta strona została skorygowana.
319

Na platformie przed dworcem kolei wiedeńskiej w Warszawie zebrała się gromadka ludzi, oczekująca nadejścia pociągu.
Było to przed samem Bożem narodzeniem; wicher siekł w oczy wilgotnym śniegiem, a światło latarni odbijało się w zmoczonym pokładzie platformy. Oczekujący chronili się jak mogli pod szczupły peron; ale gdy dano sygnały, iż pociąg się zbliża, gdy przeciągłe gwizdnięcie rozległo się w powietrzu, niecierpliwsi wysunęli się dalej.
Pomiędzy nimi odznaczała się para ludzi: mężczyzna niepierwszej młodości, o zmęczonej fiizyognomii, prowadzący pod ręką małą, chudą, ruchliwą kobietę, znacznie starszą od siebie. Oboje byli cierpliwsi od innych, wyprzedzili czekających i wlepili w nadbiegający pociąg wzrok pełen niepokoju i pragnienia.
Kiedy wreszcie pociąg się zatrzymał, oni, zamiast zbliżyć się do wagonów, z któ-