ły; zresztą w obecnej chwili Teodozya tyle miała powszednich trosk i zajęć, które zajmowały ją zupełnie. Niezmienny, apatyczny smutek Reginy draźnił ją nawet, jako rzecz któraby zczasem ustąpić powinna, a nie ustępowała wcale. Panna Teodozya nie lubiła, gdy pociechy jej i dobre chęci pozostawały bezskuteczne.
Regina zobaczyła przez uchylone okno, że była samą, i weszła, nie zapukawszy. Zaledwie to jednak uczyniła, pożałowała już swej śmiałości. Teodozya siedziała odwrócona od drzwi, przed starem biurkiem, którego szuflady i skrytki były otwarte. W jednej z nich leżały jakieś stare, pożółkłe papiery, zeschłe kwiaty, wstążeczka błękitna i różne widocznie bardzo dawne pamiątki, które zapewne nosiły ślady łez i pocałunków, bo lustro przeciwlegle odbijało wyraźnie twarz starej panny, na którą od tych przedmiotów padać się zdawały odblaski młodości. Zwiędła jej twarz
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/46
Ta strona została skorygowana.
36