Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/47

Ta strona została skorygowana.
37

ożywiała się, oczy błyszczały, a rozchylone usta zdawały się szeptać jakieś wyrazy pozostałe w pamięci.
Regina przez chwilę stała na progu, zdumiona. Nigdy nie przyszło jej na myśl, aby ta czynna, niezmordowana istota nosiła w sercu jakiś kwiat zamarły. Potem chciała się cofnąć niepostrzeżona, ale na szelest, jaki zrobiła, stara panna odwróciła głowę.
— To ty, Regino? — wyrzekła nieco drżącym głosem — nie uciekaj.
Zgarnęła do szuflady przedmioty, jakie przed nią leżały.
— Nie chciałabym przeszkadzać — szepnęła nieśmiało narzeczona Wacława.
— Nie przeszkadzasz mi — mówiła dalej stara panna, już zupełnie spokojnie. — Cóż chcesz, każdy ma na świecie jakiś kraj serdeczny, niby świątynię, do której czasem schronić się potrzebuje; ale wiecznie przebywać w niej niewolno.