Strona:Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf/142

Ta strona została przepisana.

gud wobec silniejszego nieprzyjaciela cofać się musiał. — Podobny fakt zaszedł kilka dni później w Cytowianach. Proponował Chłapowski, aby się zwrócić i uderzyć na awangardę rosyjską, daleko od swoich głównych sił wysuniętą. Giełgud plan przyjął, kazał Chłapowskiemu zająć się jego wykonaniem, i gdy tenże w tym celu do tylnej straży odjechał, przybył do Giełguda Szymanowski i namówił go do atakowania Szawel. Napróżno Chłapowski przestrzegał, że „dziś jest ostatni dzień, w którym możemy wydobyć się z zamknięcia; że jeżeli dalej ku północy posuwać się będziemy, czeka nas haniebna niewola u Moskali lub Prusaków.“ Pomaszerowano na Szawle. Atak był źle pomyślany, wykonany jeszcze gorzej, a choć Chłapowski nie miał w nim żadnej komendy, robił co mógł, aby się powiódł. Szedł do szturmu z pojedynczemi batalionami, dwa razy do środka miasta dotarł; niepoparty ani przez Rolanda, ani przez Dembińskiego, którzy to mieli zlecone, cofnąć się musiał. Porażka była dotkliwa, nieprzyjaciel dużo słabszy, pozostał panem miasta; nikogo z naszych nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.
Pojąć łatwo, jaką mękę w takiej służbie Chłapowski wycierpieć musiał, patrząc na nieład i rozprzężenie rosnące w wojsku, na zaniedbania i nieposłuszeństwa uchodzące bez kary. Byli tacy, co mu radzili odłączyć się od Giełguda i na swoję działać rękę, i w tym wypadku przyrzekali mu swą pomoc i poddanie się bez granic. Chłapowski nie sądził, aby mu godziło się taki przykład z siebie dawać; więc trwał w tej służbie nieszczęsnej; ze zgryzoty, z udręczenia więdniał, tracił siły, wpadł w chorobę, ale z konia nie zsiadł, spieszył w ogień, zazdrościł tym, których kule nieprzyjacielskie trafiały, a zresztą szedł za swym niezdarnym wodzem, dzieląc wspólny wszystkim los! — Powiedzą mi: „Więc czemuż nie podał się do dymisyi ze szefostwa sztabu, aby przynajmniej zrucić z siebie odpowiedzialność?“ O, zapewne, podać się do dymisyi, to rzecz najłatwiejsza, to każdy potrafi; lecz to tylko dowodzi, że się więcej kocha siebie czy swoje imię, niż sprawę, której się służy! Ale trwać na sta-