Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

Kiedy, bywało, rozsiadł się między chłopami, prawił im cuda o tym sławnym z baśni gminnych Iwanie, co niewyczerpany w swej brzebiegłości tyle uciesznych psot napłatał żydom, tak zręcznie zawsze wywinął się z kłopotu, a w zastawiane sobie sidła tak chytrze chwytał swych własnych prześladowców.
Z spieszącym na termin sądowy szlachcicem chodaczkowym Organista z innej czerpał beczki. Przytaczał rozliczne ucieszne dykteryjki z ostatnich praktyk sejmikowych, opowiadał o niedawnych, zawołanych w okolicy rembajłach i bibułach, a na zakończenie dodawał zawsze jakąś ciekawą anegdotkę prawniczą, jakiś zabawny fortel pieniacki.
Kiedy śród drogi na któryś z sąsiednich jarmarków zagościli do Organiściny małomieszczanie z pobliskich miasteczek, Organista inny znowu tok dawał gawędce. Przed staromiejskimi baraniarzami drwił z szewców staropolskich, przed radymieńskimi powroźnikami wyszydzał dowcipnie krukienickich kuśmierzy, przed drohobyckimi cebularzami opowiadał niestworzone rzeczy o komarzańskich sadownikach i tak na odwrót, zawsze jednak jedni i drudzy ubawili się jak najlepiej, a wracając nie pominęliby za nic w świecie Organiściny.
Dla przejeżdżających oficjalistów prywatnych miał Organista zapas anegdotek o dziwactwach okolicznych panów, zaś panów rozśmieszał dowcipnymi kradzieżami i oszustwami oficjalistów, jednym słowem wszystkich bawił wybornie a wszystkich w inny sposób.
Poznawszy z tej strony garbatego Organistę, ła-