Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/140

Ta strona została przepisana.

— To jest mogli słyszeć.... zwietrzyć jak....
— Jak?.... — naglił Katilina, niepojmując dziwnego wahania się przyjaciela.
— Jak sam hrabia naprzeciw mnie usposobiony.
— Tam do licha — mruknął Katilina, wzruszając ramionami — tyś sam przecie powinien wiedzieć o tera najlepiej.
— W samej rzeczy.... ale widzisz.... pod tym względem sam sobie nie mogę zdać sprawy — jąkał się z jakiemś osobliwszem pomieszaniem.
Katilina przypatrywał mu się pilnie z boku i nagle rzucił się w swem krześle.
— Niech mię piorun trzaśnie — pomyślał z ważną miną — czy nie wlazłem tu w sam stek jakichś szczególniejszych tajemniczych, romantycznych wypadków. Co krok stąpię, jakaś tajemnica, co słowo usłyszę, jakaś zagadka. Czegóż ten się znowu tak miesza i jąka na wspomnienie hrabi Zygmunta, czy nienawiść do niego otrzymał w spuściźnie po swym dobrodzieju?....
Juljusz tymczasem przeszedł się szybko tam i nazad po pokoju.
— Niech cię nie dziwi moje zapytanie — przemówił po chwili spokojniej — dowiesz się jego powodów z dalszego toku opowiadania.
— Jakto kawałek literata — bąknął Katilina wesoło — powinienbyś zachować lepszy szyk, i naprzód przeczytać powody, a potem dopiero przystępować do
Juljusz usiadł nappwrót na sofkę, i zaczął dopiero po chwili.
— Odziedziczyłem mój bajeczny spadek nie będąc