Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/149

Ta strona została przepisana.

jednak silnie przekonany że dwór ten nie zawsze stoi pusto.
— Nie rozumiem cię!
— Niezawodnie ktoś w nim przebywa czasami.
— Nieboszczyk?
— Oszalałeś, według ostatniej jego woli, sprowadziłem ciało jego z Drezna, i pochowałem po wszelkiej formie, w familjnym grobowcu w żwirowskim kościele
— Więc może sam Kośt Bulij zakrada się do wnętrza.
— W takim razie musiał niezawodnie otrzymać do tego tajemne upoważnienie, i to tylko na jakieś wypadki nadzwyczajne. Człowiek ten nie mógłby ani o włosek odstąpić od woli swego dawnego pana.
— Zkądże jednak wnosisz o jakichś wypadkach nadzwyczajnych?
— Przed trzema dniami zrobiłem osobliwsze odkrycie.
— Ty sam? — wykrzyknął Katilina.
— Memi własnemi oczyma. Szanując ślepo wolę nieboszczyka, ani śmiałem się zbliżyć kiedy do żwirowskiego dworu i nigdy też nie powstała we mnie myśl zajrzeć do niego do środka. Wszystkie zaś obiegające o nim po całej okolicy wieści poczytywałem tylko za proste wymysły bujnej wyobraźni i zabobonoości naszego ludu, który nie mogąc się pogdzić z nagłą śmiercią nieboszczyka, na zagrobowe skazywał go życie. Ale słuchaj, przed kilku dniami byłem w Orkizowie, gdzie zastawszy liczniejsze nieco towarzystwo zabawiłem do późnego wieczora. Rozmowa toczyła się bardzo długo o żwirowskim dworze. Jedna z pań mieszkających w okolicy zebrała skrzętnie wszystkie szcze-