Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/150

Ta strona została przepisana.

gólne wieści i pogłoski o pośmiertnem pojawieniu się starościca i bawiła niemi zawzięcie całe towarzystwo. Uważałem, że cała ta rozmowa jakiś widocznie nieprzyjemny na hrabiu Zygmuncie wywierała wpływ, za to z osobliwszem zajęciem przysłuchiwała się Eugenia.
— Ah! — beknął Katilina przez zęby.
— Wypytywała się o każdy najdrobniejszy szczegół, interesowała każdą najpotwierniejszą baśnią — ciągną} dalej Juljusz. — Nie wiem zkąd się to wzięło, ale na zajutrz po raz pierwszy jakaś dziwna owładnęła mię ciekawość. Wybrałem się konno na małą przejażdżkę i sam nie wiedząc kiedy ujrzałem się....
— W pobliżu zaklętego dworu.
— Nie śmiałem żadną miarą żądać od Kostia Bulija, aby mi otworzył przynajmniej dziedziniec dworu, skręcił na bok i mimo rowów, głogu i krzewów, zasadzonych umyślnie po wszystkich stronach, podjechałem pod sam parkan ogrodowy. W jednem miejscu z małego pagórka mogłem wznosząc się w strzemionach, zajrzeć do środka.
— I w tedy ujrzałeś? — zagadnął żywo Katilina.
— Nic nie ujrzałem w pierwszej chwili, wspaniały niegdyś ogród wyglądał strasznie opuszczony i zaniedbany, ścieżki i ulice pozarastały bujną trawą, najpiękniejsze kwiaty podziczały pośród gęstych zarośli chwastów, rozmaite najszlachetniejsze krzewy szkoszlawiały i skarłowaciały przez nikogo nie pielęgnowane i nie dozierane. Przypatrując się temu wszystkiemu, wpadłem mimowolnie w jakąś smętną zadumę, kiedy w tem....