Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/165

Ta strona została przepisana.

tylko dostarczyć mu potrzebnych materjałów.
— Jakichże to materjałów?
— Dowodów niemoralnego stanu umysłu starościca w ostatnich chwilach przed zgonem.
— I mniemasz, że ich tak łatwo dostaniesz?
— Oparty na zeznaniach wszystkich, co znali tu w kraju starościca, pojadę do Drezna, a za jeden i drugi tysiączek, znajdzie się w najgorszym razie jakiś tam lekarz, co chętnie pożądane wystawi świadectwo.
— Ależ to nikczemność uciekać się do przekupstwa!
— Ja mówię tylko w najgorszym razie, jaśnie wielmożny panie. Zresztą na uczciwość, jaśnie wielmożny pan nie potrzebuje się w to ani mieszać.
— Jakto?
— Według rady pana Rabulewicza ja najprzód pozwę JWnego pana że obejmując na pierwszą wieść o śmierci starościca cały klucz żwirowski, przyrzekłeś mi JWny pan cały folwark buczalski w nagrodę długoletnich usług w około swojego domu... JWny pan...
— Ja?....
— Będzie się tłumaczył, że rzeczywiście zrobił mi podobne przyrzeczenie, którego i dziś nie cofa. Lecz przyrzeczenie to upada przez to samo, że na podstawie testamentu starościca, runęła cała nadzieja spadku. Wtedy ja....
— Wtedy ty? ciągnął dalej hrabia, owładniony mimowolnie wymową swego komisarza.
Żachlewicz więcej jeszcze złamał się na lewo, twarz jeszcze brzydszy przybrała wyraz i cały wyglądał w tej chwili jak uosobiona podłość...