— Postaram się o unieważnienie testamentu.... — wyszepnął cichym, przytłumionym głosem — JW-y pan uzyska Żwirów z piętnastą wsiami...
— Z piętnastu? — podchwycił hrabia prędko.
— Wygrywając proces, muszę temsamem otrzymać Buczały.
— Na piękniejszą wieś w żwirowskim kluczu.
— JWny panie jak na teraz to jeszcze na uczciwość gruszka na wierzbie.
— Bierz cię licho — mruknął hrabia.
— Jaśnie wielmożny pan przystaje? — zapytał skwapliwie.
— Nie, nie jeszcze, namyślę się do jutra.
Żachlewicz uśmiechnął się z niskim ukłonem, a w duchu pomyślał:
— Buczały jakby w kieszeni!
Hrabia zaczął szybko przechadzać się po pokoju. W tej chwili trzask z bicza rozległ się na dziedzińcu.
— Ktoś przyjechał — mrukną! hrabia.
— Żachlewicz szybko przystąpił do okna.
— Prowizoryczny dziedzic Żwirowa — szepnął z uśmiechem.
Hrabia zmarszczył czoło.
— Także mię w porę najechał — mruknął przez zęby.
Po chwili obrócił się do Żachlewicza, i klepiąc go po ramieniu, rzekł do niego:
— Do widzenia mój Żachlesiu. Pomyślę o tem coś mi powiedział, ale tymczasem nie zapominaj o Brunnentiefie.
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/166
Ta strona została przepisana.