Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/179

Ta strona została przepisana.

ukryć swe pomieszanie, a po kilku obojętnych słowach wymienionych półgłosem z hrabiną, pochwycił za kapelusz.
— Już pan ucieka? — przemówiła hrabina obojętnie jakby tylko zwyczajną bez myśli odmawiała formułkę.
Hrabia podał uprzejmie rękę żegnającemu się gościo się wszakże nie mogło ukryć się Juljuszowi, że w całem zachowaniu jego daleko więcej niż zazwyczaj przebijało się dumy i chłodu.
Eugenia przestała grać, a odpowiadając uprzejmym uśmiechem na ukłon młodzieńca, zawołała figlarnie:
— Tylko nie odnawiaj pan znajomości z swoją nimfą onegdajszą, bo naprawdę gotówbyś pójść w ślady owego mitologicznego rzeźbiarza, co zapłonął miłością ku jakiejś tam statuty marmurowej. A znikomy twór wyobraźni, to jeszcze gorszy niż martwy i zimny marmur!
Juljusz nie mógł zdobyć się na odpowiedź w swem pomieszaniu, uśmiechnął się tylko i wyszedł z salonu, a kilka chwil później siedział już w pojeździe, i wracał do Oparek, tysiącznemi naraz zaprzątnięty myślami.
Rozpamiętując słowa hrabianki, zamiast zachwiewać utwierdzał się tylko w przekonaniu, że ją samą a nie kogo innego widział wtedy w ogrodzie zaklętego dworu.
— Poznawszy mię także, przygotowała się na moje przybycie — mruczał półgłosem sam do siebie. — Dlatego też nie zmieszała się wcale na moje opowiadanie, i tak zręcznie siliła się zbić moje podejrzenia. Bądźcobądź muszę dotrzeć na dno tej tajemnicy.
Nagle wstrząsł się cały; stanął mu przed oczyma dzi-