Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/198

Ta strona została przepisana.

Girgilewicze?.... Na wszelki wypadek muszę stać się użytecznym Gracchusowi.... Najpierw zbadam tajemnicę tego zaklętego dworu, a powtóre będę mu pomocnym w jego reformatorskich staraniach....
Ten z cicha prowadzony monolog przerwało nagle wejście Filipa lokaja, który na palcach wsunął się do pokojn i z jakąś nietajoną trwogą ukłonił się Katilinie.
— Czego chcesz? — zapytał pan Damazy surowo.
— Pan sędzia przyjechał w jakimś ważnym interesie do pana....
— Do mnie?
— Nie, do naszego pana....
— Więc cóż?
— Nie wiem czy mu kazać zaczekać, czy prosić na inny raz.
— Zawołaj go tu błaźnie — huknął pan Damazy po żołniersku i książkę odłożył na bok.
Za chwilę cichym, lisim krokiem wsunął się nasz przezacny mandatarjusz, pan Bonifacy Gągolewski.
Katilina z swego siedzenia wyciągnął rękę, i zawołał z impertinencką poufałością:
— Jak się pan masz, panie na Gągolach Gągolewski!
Mandatarjusz ukłonił się nisko, i tylko z podełba łypnął na swego nie dawnego gościa. Spostrzegając zaś tak nagłą zmianę w całej jego postaci, przygryzł z lekka wargę i skwapliwie pochwycił za wyciągniętą ku sobie dłoń.
— Jak się ma magnifika i szanowny pan Chochelka? — pytał dalej Katilina z drwiącym naciskiem.