Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/213

Ta strona została przepisana.
XII.
Wyprawa na stracha.

Juljusz wrócił się do dworu w szczególnem usposobieniu. Całe znałezienie się hrabianki, chłodniejsze niż zazwyczaj przyjęcie hrabiego, a nareście i niedawna rozmowa z Ołańczukiem, silne sprawiły na nim wrażenie.
Wszedł do swego pokoju chmurny i zamyślony i wstrząsł się cały, gdy go Damazy Czorgut głośnym i rubasznym powitał śmiechem.
— Cóż to ma znaczyć? — ofuknął się rozdrażniony.
Katilina nie zrażał się bynajmniej w swej wesołości
— Widzę, że z nosem na kwintę wracasz z swej wizyty — odpowiedział z drwiącym naciskiem.
Juljusz żachnął się niecierpliwie. Katilina głośniejszym jeszcze zahuczał śmiechem.
— Jesteś w siarczystym humorze, jak się zdaje. Byłeś tylko mnie nie chciał użyć za konduktora, bo dalibóg nie mam u siebie żadnych metalicznych przymiotów.
Juljusz nic nie mówiąc rzucił się na pobliski fotel i na chwilkę w głębokie zapadł zamyślenie.
Czorgut ironicznie pokiwał głową.
— Może chcesz być sam z swemi myślami? — zapytał po chwili nie zmieniając tonu.
— Owszem, zostań — zawołał Juljusz żywo. — Może prędzej znajdziesz nić do tego kłębka, który na próżno pragnę odszukać.