Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/224

Ta strona została przepisana.

pierwszego piętra. Rozwarte drzwi po prawej stronie nie były zamknięte.
Katilina pocisnął ozdobną mosiężną klamkę, i uśmiechnął się z zadowolenia.
Czerwony pokój starosty stał otworem.
Katilina wstąpił śmiało na próg i stoczkiem powiódł do koła. Mimo słabego oświecenia, ujrzał się w wielkiej, amarantowym adamaszkiem obitej, licznemi obrazami obwieszonej sali.
W jednym Kącie niedaleko okna wpadało najpierw w oczy wielkie, staroświeckie bióro. Katilina wprost do niego skierował swe kroki i nagle głośny wydał wykrzyk.
Bióro to wyglądało jakgdyby zaledwie przed chwilą ktoś powstał od niego. W kałamarzu widać było niezaschnięty inkaust, wywrócona na pół piaseczniczka zdawała się świeżo używana, rozrzucony w nieładzie biały papier dopiero co rozrzynany. W dwuramiennych lichtarzach spoczywały widocznie niedawno jeszcze osadzone świece woskowe.
— Oho, jesteśmy jak widać w głównej kwaterze stracha jegomości — burknął z drwiącą junakerją — Ale przedewszystkiem oświećmy się lepiej!
I to mówiąc, zapalił kolejno wszystkie cztery świece woskowe.
— Teraz rozpatrzmy się dokładniej — dodał obzierając się do koła z zwykłym swym wzgardliwym uśmiechem.
Wielka, ponura, bogato ozdobiona sala w wyraźniejszych przedstawiła się zarysach.