Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/232

Ta strona została przepisana.

— Czego tu chcesz? — krzyknął stary kozak jeszcze donośniej i znowu o krok postąpił dalej.
— Owa! — zaśmiał się szyderczo Katilina — szukasz okazji jak widzę Wrzeszczysz bratku, że aż nieboszczyki poruszyli się na swych gwoździach.
Kost’ mimowolnie rzucił okiem na ścianę obwieszoną portretami i w samej rzeczy przytłumił głos cokolwiek.
— Po co tu przyszedłeś, pytam? — zapytał niemniej groźnie.
Katilina zagwizdał swojem zwyczajem.
— Po to samo, po co i ty bratku.
Kozak aż drgnął cały, tak srogim na tę odpowiedź zakipiał gniewam....
— Ha, poczekaj łotrze! nauczę cię! — wrzasnął gromowym głosem i posunął naprzód.
Katilina zmarszczył brwi od niechcenia.
— Słuchajno drągalu — rzekł podnosząc głos, cokolwiek — chcesz widzę oberwać po skórze.
— Przyszedłeś tu jako złodziej albo szpieg — piorunował Kost’ dalej. — Ale poczekaj, odbierzesz swoją nagrodę.
Na twarz Katiliny lekki wystąpił rumieniec, z oczu gwałtowna strzeliła błyskawica.
— Złodziej albo szpieg! — mruknął i rzucając sygaro daleko na środek pokoju, ścisnął silnie pięść i stanął w postawie, jakby nagle chciał rzucić się na przeciwnika.
Kost’ Bulij z niemą zaciekłością przygryzł wargi, oczy mu krwią zaszły, a ręką sięgnął w zanadrze.