Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Juljusz przysłuchiwał się z nadzwyczajnem zajęciem, a twarz jego mieniła się coraz więcej.
Domyślił się zaraz, że zuchwały zbieg był to ten sam maziarz, którego według zeznania Ołańczuka, niedawno Kośt’ z Eugenią oczekiwali przed dworem i który tej jeszcze nocy miał być u starego klucznika. Rozpamiętując i kombinując cały tok wypadków, przyszedł łatwo do przekonania, że pod sukniami i pozorem maziarza, wcale jakaś inna ukrywała się osoba.
Lecz któż mogła być ta osoba?
I na to łatwa znachodziła się odpowiedź. Zapamiętały opór przeciw rewizji, niezwyczajne uzbrojenie, objawiona śmiałość i zręczność i to skore narażenie się na najwyższe niebezpieczeństwo, byle tylko ujść uwięzienia — wszystko to naprowadzało w owych czasach na pewien nieomylny zda się ślad.
Juljusz uderzył się w czoło, jakgdyby mu się nagle jakaś ważna rozjaśniła zagadka.
W jego bujnej, rozpalonej wyobraźni urocza postać Eugenii cudownym naraz olśniła się blaskiem. Z pięknej, dowcipnej, szlachetnej dziewczyny stała się naraz romantyczna bochaterka, kapłanka wielkiej idei, uczestniczka wielkich zamiarów!
Im silniej jednak ustało się w nim to przekonanie, tem większy ogarniał go niepokój.
Tajemnemu jej działaniu zagrażało odkrycie, nad niebezpiecznemi jej związkami groźne zawisło niebezpieczeństwo.
Niedawne odkrycia Ołańczuka i świeże zdarzenie w dominium musiałyby, dochodząc zestawione razem do