Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/266

Ta strona została przepisana.

wypadki, to jakby żywe epizody najciekawszego romansu.
Enfant!.... — szepnęła hrabina z pobłażliwym uśmiechem.
Imaginez-vous, wszystko to stało się u naszego sąsiada czy kuzyna....
Chez qui?
— U pana Juljusza.
Hrabina wydęła spodnią wargę.
— Przed dwoma czy trzema dniami — prawiła dalej Eugenia — przybył do niego jakiś dawny znajomy, kolega szkolny, przyjaciel....
— Mówił mi wczoraj o tem Żachlewicz — przerwała hrabina.
— A wymienił ci i jego nazwisko?
Ah, c’esl un nomme bizar, singulier!
— Damazy Czorgut czy Czorgat.
Hrabina wstrzęsła się jakby samo to brzmienie działało nieprzyjemnie na jej nerwy.
Mais que veux-tu donc de ce bonhomme? — ozwała się wreście od niechcenia.
— Wyobraź sobie kochana mameczko, jak tylko po jawił się w Oparkach, owładnął wszystko i wszystkich do tego stopnia, że on a nie Juljusz zdawał się oficjalistom panem w domu.
Hrabina znowu niezadowolnioną, zrobiła minę.
— W czemże mię to może interesować — przerwała
— Ależ bo nie dasz mi dokończyć. Chwilkę tylko cierpliwości. Człowiek ten zabawiwszy zaledwie dwa czy trzy dni w Oparkach, kazał sobie tej nocy osiodłać konia i nie mówiąc nic nikomu, wyjechał uzbrojony od