Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/268

Ta strona została przepisana.

by nie dwóch przejeżdżających przypadkowo huzarów, byłby obronił się przeciw wszelkim natarciom. Przestraszywszy się zaś huzarów, dał się zaprowadzić do mandatarjusza. Tu....
— Tu?
— Chciano koniecznie przetrząść jego wózek ale ujrzawszy że obadwaj huzary odjechali napowrót odzyskał całą zuchwałą odwagę i energję i dobywszy parę pistoletów z zanadrza, przemocą utorował sobie drogę.
Est-il possible? — krzyknęła hrabina.
— Mandatarjusz sam i jego policjant o włosek tylko uszli śmierci, u strażników skończyło się wszystko na przestrachu.
— I to dziś się stało?
— Dziś rano. Nie wiem zkąd, ale wszyscy domniemywają się pewnego związku między jednym a drugim wypadkiem....
— Pewnego związku! — powtórzyła hrabina, nadspodziewanie zaintrygowana całem opowiadaniem.
— Mówią — kontynuowała Eugenia — że w wózku tym zamiast mazi znajdował się trup tego Czorguta, ale to zapewne dodatek z fantazji naszej poczciwej Solczaniowej.
— Kto wie — mruknęła hrabina pod wpływem świeżo odczytanych rozdziałów Marcina Podrzutka.
Eugenia parsknęła wesołym śmiechem.
— Mamcia zapomina — poderwała — że poczciwa nasza Solczaniowa wie i opowiada nietylko wszystko, co się stało, ale i co się stać mogło. Otóż przypuśćmy, że pół z tego wszystkiego stało się rzeczy wiście, a dru-