pełnić zwykłą przyjętą liczbę perfekcji.
Z ciężkim westnieciem odczytuje biedak po raz prawie setny:
„Już kilka razy chwytałem za pióro do ręki, aby zbolałemu sercu memu....
Ale cóż dalej? Nad tem pan Chochelka od dwu godzin suszył i łamał sobie mózgownicę.
— Popuścić cugle... mruknął i już zamachnął się piórem, ale nagle się zawahał.
— Popuścić!.... popuścić.... cugle!.... nie — szepnął niezadowolony, skubiąc nieszczęśliwe bakenbardy.
— Aha! — wykrzyknął naraz: — Już kilkanaście razy chwytałem za pióro do ręki, aby zbolałemu sercu memu dać wziąć wolność.....
Znowu niekontent pokiwał głową.
— Dać.... wziąć — poszepnął i z ciężkiem westchnieniem zamyślił się głęboko.
— Przeklęcie — wybąknął gniewnie — nic się nie klei.... Jestem przecie oczytany! — dodał jakby sam siebie wbijając w ambicję.
Pan Chochelka jest oczytany! Prawda! Niech kto tylko wspomniał Mickiewicza a zaraz podniósł się na pięty, poprawił bakenbardy i uśmiechnął się jak człowiek, któremu nic tajnego pod słońcem.
— Mickiewicz, Mickiewicz! — wycedził — to ten, co to zrobił wiersze o pani Twardowskiej, o, ja jego wiem. Zdatna głowa!
I trzeba wiedzieć, że pan Chochelka nie ograniczał się jedynie na Mickiewicza. Raz w jednym tygodniu odczytał całego Rinaldiniego i Życie Genowefy, ale
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/282
Ta strona została przepisana.