— Cóż to teraz wybrać na miłość Boga? — zagadnął się tragicznie zawracając oczy. — Serca mojego zbolałe jęki, zbolałe męki, zbolałe dźwięki! wszystko dobrze! kapitalnie! wybornie!
I jak szalony zerwał się z krzesła i zaczął biegać tam i nazad po pokoju.
— Serce cierpi zbolałe męki — wyśmienicie! Serce puka głośno, a zatem jęczy, a zatem serca jęki, ekselentnie!
Nagle przystanął.
— Serca zbolałe dźwięki — to podobno najlepiej, najpoetyczniej! — mruknął w niepewności.
— Et, co tam! — wstrząsł się po chwili namysłu — jęki, męki, dźwięki! wszystkie dobre. Wszystkie wpakuję! Niech wie, że się znam na rymach! Ho, ho, bo to nie łatwo do jednej końcówki aż trzech extrafein dobrać rymów.
Co tchu siadł do stolika i z niemałym jaszcze ponownym trudem i mozołem jak niemniej z niepospolitem przelaniem potu i inkaustu, wypisał na papier:
— Już kilka razy chwytałem za pióro do ręki,
Ażeby serca mojego zbolałe jęki,
Ażeby piersi mej nieustanne męki,
Ażeby głowy mojej ogniste dźwięki.....
Tu utknął i poskrobał się w głowę.
— Dalej! — zagadnął sam do siebie — hm, dalej.. dalej...
— Jest! — wrzasnął i poskoczył w siedzeniu:
Wynurzyć dziś tobie,
Jak samemu sobie,
Kiedy bymbył w grobie,
Albo stoi przy żłobie.