Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/294

Ta strona została przepisana.

wszystkie jego dziwactwa i szczególności, których pamięć dotychczas nie zginęła w okolicy, a to wystarczy.
— Więc pan dobrodziej po prostu zamawiasz sobie moje świadectwo? — zagadnął mandatarjusz z ukośnem spojrzeniem.
— O, więcej jeszcze panie łaskawy.
— Więcej?
— W ręce pana złożę całą drugą część sprawy. Chciałbym aby pan dobrodziej prócz własnego świadectwa, wybrał także i takich poddanych, coby mogli zaprzysiądz obłąkanie nieboszczyka, w ogóle abyś całe dalsze niesłychanie już łatwe dowodzenie, wziął zupełnie na siebie.
Mandatarjusz stał niemy i nieruchomy i pilnie tylko chwytał za każde słówko swego gościa.
Żachlewicz ciągnął dalej:
— Wiem że przytem będą rozmaite zachody, korowody, koszta, wydatki, ale na to mogę panu dobrodziejowi anlicipative złożyć kilka tysiączków.
Mandatarjuszowi błogo się zrobiło około serca. Jakby go kto oliwą posmarował od stóp od głowy!
Mrugnął nieznacznie oczyma, cmoknął językiem pocichu i poszepnął w duchu:
— Parę tysiączków anticipative!
Żachlewicz badał pilnie wyraz fizjonomji zacnego sędziego i uśmiechnął się z zadowolenia.
— Jeśli się uda nam szczęśliwie, jak mam nadzieję, pan hrabia obejmie cały majątek i musi nam być osobno wdzięcznym, choć dziś działamy wbrew jego woli.