Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/299

Ta strona została przepisana.

— Tej pory nam wcale nie tykać — przerwał Żachlewicz — w nieszczęściu miłośnem każdy człowiek wygląda jak warjat. Chodzi więcej o to, czy starościc objąwszy na siebie majątek umiał się rządzić w gospodarstwie.
— Rządy jego w przysłowie weszły, panie dobrodzieju.
— Znam je sam mniej więcej. Zaczął znowu od tego, że wszystkich szesnaście wsi swoich, kazał spalić jednej nocy, aby je potem według swego planu i porządku odbudować na nowo.
— O, to będzie ważne punctum juris — wykrzyknął mandatarjusz.
— Chcąc być pewnym sukcesu, nie można poprzestać na mm jedynie.
— Postawię pięćdziesiąt nowych!
— Na przykład?
— Ot, dajmy na to, nie będzież to w obec sądu dowodem warjacji, że nieboszczyk przy swych ogromnych zasobach gotówki, nigdy dobrowolnie nie zapłacił podatków i rokrocznie ściągał na się eksekucje i sekwestracje?....
żachlewicz podciągnął brwi do góry, jakby niekoniecznie przekonany tym dowodem.
Mandatarjusz niezrażony prawił dalej:
— Co jesieni regularnie zjeżdżał sekwestrator po licznych, bezskutecznych upomnieniach na sekwestracje. Uprzedzony o tem starościc, sprowadzał zawsze mnóstwo najpospolitszego użytku sekwestratorowi. Srebra były dobre i ważne, a wartością swą pokrywały cały