Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/313

Ta strona została przepisana.

kiedyśmy go zostawili w ręku starego klucznika, a spotkali następnie w życie koło orkizowskiego ogrodu.
Katilina mimo swego wcale jeszcze młodocianego wieku, niejedno w życiu przebył niebezpieczeństwo, niejednej zuchwałej ważył się przygody, wszakże owa pamiętna noc w czerwonym pokoju zaklętego dworu najsroższem ze wszystkich musiała mu pozostać wspomnieniem.
Rozbrojony i pokonany z nienacka, ujrzał się wjednej chwili w zupełnej mocy człowieka, który zdawał się zmysły tracić z wściekłości, a morderczą w ręku połyskiwał bronią. Po jego krwią zaszłych oczach, zapienionych ustach i konwulsyjnie drgającej twarzy, nie można się było spodziewać ani iskierki litości lub opamiętania.
Daleki od wszelkiej pomocy ludzkiej, Katilina wszelką już do szczętu postradał nadzieję i poddając się ślepo srogiemu swemu losowi, czekał z rezygnacją na nieochybny cios morderczy.
Kost’ Bulij zaryczał jak zwierz rozsrożony i z okropnym poświstem wywinął nożem w powietrzu, kiedy tuż za nim rozległ się głośny wykrzyk zgrozy, a wzniesiona do morderczego razu ręka na niespodzianą wpół drogi natrafiła zaporę.
Na sam wykrzyk ten, zadrżał stary kozak, a w wzroku jego na pół obłąkanym z wściekłości, mignęło światło opamiętania.
— Kośtiu stój! — ozwał się w tej chwili urywany z przestrachu głos niewieści, a dwie drobne i delikatne