Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/317

Ta strona została przepisana.

chwilkę tylko powracającemu z dworu Juljuszowi, wrócił pod żywopłot ogrodowy, w nadziei, że ztąd najprędzej ujrzy hrabiankę.
I rzeczywiście spełniło się jego oczekiwanie. Nad wieczorem wyszła Eugenia z matką do ogrodu, a ukryty w swej zasadzce Katilina ujrzał ją z daleka na krótką chwilę.
I teraz dopiero w największą popadł wątpliwość.
Nadobna postać nieznajomej z zaklętego dworu stała mu żywo przed oczyma, ale głównie utkwił mu w pamięci ogólny wyraz jej rysów, jej wzrok czarodziejski, bezprzykładna białość jej cery i włos niezwyczajnie jasny i bujny, a wszystkie te cechy znajdował kropla w kroplę w młodej hrabiance. Zdawało mu się tylko, iż nieznajoma była cokolwiek wyższą, cokolwiek poważniejszą w ruchach, ale to mogło być tylko złudzeniem uroczystości miejsca i chwili, a poniekąd i skutkiem różnicy stroju.
Tak tedy niczego niedociekłszy, a właściwie w tem sprzeczniejsze jeszcze zagmatwany wątpliwości wrócił nazajutrz do domu i z wszystkich swych przygód doznanych, zdał wierną sprawę Juljuszowi.
Obadwaj przyjaciele złożyli naradę wojenną.
Szlachetny aż do idealności Juljusz zżymał się gwałtownie na nieprawe naruszenie obcej tajemnicy i zuchwałe lekceważenie ostatniej woli nieboszczyka. Katilina tysiącznemi tłumaczył się powodami, nie mógł jednak żadną miarą surowego uniknąć potępienia.
Oburzony Juljusz nie zważał bynajmniej na srogie