niebezpieczeństwo, jakie podczas swej wyprawy przechodził zuchwały towarzysz młodości i do coraz ostrzejszych unosił się wyrzutów.
Śród tego jak zawołany nadszedł Kost’ Bulij.
Juljusz przyjął starego kozaka zmieszany i zakłopotany, jakby sam poczuwał się do winy, a wysłuchawszy jego skargi na swawolną inwazję Czorguta, przepraszał go najuroczyściej i nie badając dalej jego tajemnicy, prosił aby o całem zdarzeniu zupełnie zachował milczenie.
Katilina z swej strony musiał związać się uroczystem słowem honoru, że nigdy więcej żadnego samowolnego nio dopuści się kroku.
Na tem skończyła się pierwsza wyprawa Katiliny.
Odtąd jednak ogłuchły zupełnie wieści o pośmiertnych sztuczkach starościca.
Zaklęty dwór używał wprawdzie zawsze swej dawnej tajemniczej, podejrzanej reputacji, ale nikt już jakoś ani nie widział światła w jego pokojach ani nie słyszał wrzasków i rumotu w jego wnętrzu.
Juljusz pragnął właściwie wszelkiemi siłami poznać tak starannie ukrywaną tajemnicę, ale jak wszyscy ludzie wygórowanej delikatności uczuć, a nie bardzo energicznego i przedsiębiorczego ducha radby był przyjść do niej bez własnych zabiegów i własnego przyczynienia się.
Katilina nie tyle wymyślny w wyborze środków, musiał z wielkiem swem niezadowoleniem poddać się życzeniom przyjaciela.
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/318
Ta strona została przepisana.