tiliny wnosił o jakimś stosunku służebnym czy obowiązkowym do Juljusza.
Katilina działał wszystko z własnego popędu, ex propria deligentia, kiedy chciał, jak chciał, to robił, nie czekając żadnego upoważnienia właściciela, i nie troszcząc się bynajmniej o jego rozkazy.
Nie dał sobie ani wspomnieć o żadnej płacy, ani też poczytywał się w czemkolwiek związanym.
Wszystkie swe potrzeby zaspokajał na koszt Juljusza bez wszelkiej żenady i wszelkich szkrupułów sumienia.
Trawiony zawsze swym nieprzyzwyciężonym pociągiem do awanturniczego trybu życia, który tylą przebytemi jeszcze podsycił się przygodami, nie wiedział sam nigdy czy tydzień następny, czy nawet dzień jutrzejszy przepędzi w Oparkach, czy też przypadkiem jakim na nowe i niepewne zapędzi się koleje.
— Dziś tu jutro tam! — uważał już od dawna za swą zasadę, za swoje hasło ulubione.
Wszakże przekonywał się powoli, że im dłużej zasiadywał się na jednem miejscu, tem silniej skłaniał się do porządniejszego trybu życia.
Gdyby nie owa intrygująca z początku tajemnica zaklętego dworu, a następnie owo spotkanie się z tą piękną nieznajomą w czerwonym pokoju, byłby może dawno już sprzykrzył sobie pobyt w Oparkach, chociaż stanowisko w obec oficjalistów Juljusza nie było także bez pewnej ponęty dla jego wiecznie szyderczego usposobienia.
Nie zadając sobie najmniejszego przymusu w obco-
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/325
Ta strona została przepisana.