Dziewczyna z gestem zdziwienia cofnęła się w tył.
Juljusz zawahał się na chwilkę, ale nagle postępując o krok dalej, ozwał się już o wiele poważniejszym głosem:
— Przepraszam panią, szukałem właściwie kogo innego, szukałem maziarza...
— Ah! — szepnęła dziewczyna i drgnęła z lekka.
— Pani nie chciałaś słuchać przestróg — ciągnął Juljusz dalej.
— Ja? — przerwała i głowę podniosła w górę.
Juljusz odskoczył z głośnym wykrzykiem.
Przed nim nie stała Eugenia.
Łudzące podobieństwo nieznajomej dziewczyny z hrabianką, polegało głównie na wspólnej obudwom śnieżnej białości cery i jednakiej barwie oczu i włosów. Do tego przyłączyło się jeszcze jakieś dziwne, geneanomiczne niejako pokrewieństwo rysów twarzy.
Gdyby obydwie stanęły obok siebie, niepodobnaby z daleka odróżnić jednej od drugiej, lecz z bliska nader jasna i wyraźna występowała różnica.
Hrabianka była znacznie niższa i szczuplejsza, nieznajoma miała więcej wrodzonej godności i powagi w całej swej postaci i wydawała się nawet cokolwiek starszą.
Około ust hrabianki igrał wieczny uśmiech dziecięcej swobody i wesołości, twarz nieznajomej nosiła więcej smętny, możnaby rzec melancholijny jakiś wyraz twarzy.
Piękna była równie jedna jak druga, wszakże przy
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/342
Ta strona została przepisana.