bliższem rozpatrzeniu, wybitna i co do piękności zachodziła różnica.
Hrabianka przedstawiała się od razu w całym blasku swych wdzięków i powabów, nieznajoma kazała się podziwiać powoli, stopniowo, potęgując coraz wyżej pierwsze wrażenie, jakie sprawiał jej widok.
W hrabiance przebijało się więcej zmysłowej rozkoszy. w nieznajomej przeważał wybitniej czar ideału.
Gdyby wolno uciec się do porównania orjentalnego poety, możnaby rzec najtrafniej jego słowy: pierwsza zdawała się ziemię wznosić ku niebu, druga niebo przychylać ku ziemi.
Juljusz w swem zdziwieniu, pomieszaniu i zakłopotaniu nie miał ani czasu, ani siły do podobnych zestawień i porównań.
Stał na miejscu jak wryty, a w głowie jego jedna tylko wirowała myśl.
— To nie Eugenia!
Widząc szczególniejszy stan Juljusza, nieznajoma otrzęsła się powoli z swego pierwszego popłochu i zamieszania.
Spoglądnęła śmiało i spokojnie na napół nieprzytomnego z zdziwienia młodzieńca, a na różowych, przecudnie wciętych usteczkach, osiadł nawet lekki uśmiech.
I prawie żal się jej zrobiło Juljusza, który nowemu, tak niespodziewanemu spostrzeżeniu zupełnie dał zbić się z toru.
— Pan się pomyliłeś? — rzekła dziewczyna, jakby mu chciała przyjść w pomoc.
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/343
Ta strona została przepisana.