Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/361

Ta strona została przepisana.

do kroku, który na wszelki wypadek różny dopuszczał wykład.
Przebiegłość Żachlewicza zasłaniała w nim przed światem wszelki udział hrabiego, wszakże nie tak łatwo było przezwyciężyć tajne szkrupuły sumienia i honoru.
Hrabia czuł jakoś instynktowo, że łączy się z chytrą i niegodziwą intrygą, że sprawę swą niekoniecznie czystym powierza rękom, a szlacheckim jego wyobrażeniom sprzeciwiał się srodze cały ten skryty podstępny sposób działania, jak i niemniej ten niekoniecznie zaszczytny rodzaj spółki z swym sługą.
Atoli z innej strony wiele znowu rozmawiał za propozycją Żachlewicza.
Żwirów, gniazdo rodzinne, stolica okrytych sławą raszczurów, wypadał z posiadania z prostej linji Żwirskich, sława i świetność imienia przechodziła na jakąś uboczną, nieznaną gałąź. Daleki imiennik rozsiadywał się na miejscu, które poraź pierwszy zapisał w kroniki główny twórca wielkości rodziny ów Spytek z Żwirowa, co znacznie przyczynił się do Jagiełłowego zwycięztwa pod Gruenwaldem, a później liczne inne ojczyźnie oddał przysługi. Zeszczuplona na majątku prosta linja Żwirskich musiała tem samem upadać na znaczeniu i powadze, ów zaś wyobraziciel młodszej linji, dzisiejszy dziedzic Żwirowa, zdawał się hrabiemu, człowiekiem nowszych czasów, przesiąkłym jadem zgubnych idei demokratycznych, nieumiejącym cenić odwiecznych tradycyj rodzinnych i lekceważącym sobie blask i sławę protoplastów, do których nie mógł odnosić się bezpośrednio.