Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/370

Ta strona została przepisana.

silne na młodzieńcu zrobiła wrażenie, i że ów żar podziwu i uwielbienia, jaki spostrzegła w spojrzenia Augusta, tlił może silniej jeszcze w oczach Juljusza.
Ale dla czegóż Juljusz od tak dawna nie pokazywał się w Orkizowie?
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się znowu.
Przypomniała sobie, że podczas ostatnich odwiedzin zjechał się z Augustem...
Ale w tem i inna powstała w niej myśl.
Nie mogło ujść uwagi młodej dziewczyny, że od niejakiegoś czasu hrabia zmienił swe postępowanie z Juljuszem. Przyjmował go chłodniej niż dawniej, a żegnał zawsze bez zaprosin jak poprzednio.
— Cóż to ma znaczyć — szepnęła w zamyśleniu.
Kilka chwil nie umiała dać sobie żadnej odpowiedzi ale nagle jakaś myśl strzeliła jej do głowy.
Wyobrażała sobie, że ojciec spostrzegł wrażenie, jakie sprawiła na młodym człowieku i znać niezadowony z tego ochłódł i zobojętniał dla jego dalszych odwiedzin.
— Ale dlaczegożto? — zagadnęła sama siebie — Juljusz uchodzi za najbogatszego obywatela w całej okolicy i ma być z nami cokolwiek spokrewniony.
Jak widać, piękna hrabianka zimno i obojętnie rozmyślała o obudwu młodzieńcach, których na pewno, poczytywała za swych wielbicieli, a niepodobnaby nawet odpowiedzieć, któremu z nich obdawała pierwszeństwo.
Juljusz podobał jej się lepiej z twarzy, August zaś z swego wesołego usposobienia. Wyniesionego z ubó-