z sercem zostawała styczności. Bez najmniejszego oporu rozstała się z myślami, kiedy nagle powróciła panna służąca z nowemi dziennikami w ręku.
Hrabianka uśmiechnęła się i spiesznie wyciągnęła rękę.
— Pani prosi pannę Eugenię do siebie — ozwała się służąca.
Eugenia zerwała się z sofki i prędko, zwinnie jak jaskółka pomknęła do trzeciego pokoju, gdzie zastała ojca i matkę razem.
Nie wiedzieć dla czego, ale Eugenii się zdawało, że oboje mieli w tej chwili jakiś nadzwyczajny wyraz twarzy.
— Mama kazała mię wołać? — zawołała na wstępie.
— Oui, ma chere, nous causerons un peu.
Tu hrabina z kilką nieznaczącemi ozwała się zapytaniami, nareście rzuciwszy wzrok porozumienia na męża, rzekła, bystre w córce topiąc spojrzenie.
— Powiedz mi duszko jak ci się podobał nasz młody sąsiad: kuzyn?
Eugenia zarumieniła się zlekka i szeroko rozwarła oczy.
— De qui parlez-vous, ma mere?
— De monsieur Jules.
Eugenia wzruszyła ramionami.
— No jakże? — zapytał ojciec.
— Hm, wycedziła przez zęby młoda dziewczyna, nie pojmując co znaczy to zapytanie.
— Or?
— Il est bien. Do rzeczy... — odpowiedziała z
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/372
Ta strona została przepisana.