komiczną powagą.
Hrabina uśmiechnęła się mimowolnie.
Hrabia ruszył się niezadowolony w swym fotelu. Jak nie mogąc poskromić jakiejś ukrytej niecierpliwości, ozwał się prędko.
— Moja Geńciu, nie jesteś już dzieckiem i zbliżasz się coraz do chwili, gdzie trzeba pójść za mąż.
— Oui, ma chere — potwierdzała hrabina.
Dziewczyna zarumieniła się jak wiśnia i spuszczając oczy na dół, jakąś niezrozumiałą dała odpowiedź.
Hrabia zabrał głos na nowo.
— Otóż moja duszko, chcielibyśmy wiedzieć, czy Juljusz podobał ci się przynajmniej o tyle żebyś bez wstrętu poszła za niego, gdyby takie było nasze życzenie...
Eugenia w pierwszej chwili nie zdolną była odpowiedzi.
Szczególne to zapytanie spadło na nią tak nagle i niespodziewanie, że zupełnie staciła głowę.
Uniesiony swą niecierpliwością hrabia niekoniecznie zręcznie zabierał się do dzieła.
— Powiedz tylko duszko, — pochwyciła matka — cobyś powiedziała, gdyby się ośmielił starać o twą rękę?
Eugenia zrobiła gwałtowne wysilenie, aby przezwyciężyć swój kłopot i pomieszanie.
Poddam się we wszystkiem waszej woli.. — szepnęła.
— Bez przymusu, rozumie się.
Eugenia zrobiła gest jakby jej za przykre już było dalsze badanie.
Hrabia nie czekał panownej odpowiedzi. Porwał się
Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/373
Ta strona została przepisana.