Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/386

Ta strona została przepisana.

— Nie starasz się zabrać znajomomości z swymi sąsiadami.
Juljusz skromną przybrał minę.
— Moi sąsiedzi — rzekł z pewnem wahaniem — są wyżsi odemnie urodzeniem i stanowiskiem, niechciałbym aby mię poczytali za natręta, a przyjmowali jak intruza.
Hrabia z rodzajem wyrzutu pokiwał głową.
— Ej panie, ubliżasz mnie i sobie.
— Panu hrabiemu!
— Nie zapominaj przecie, że wraz ze mną nazywasz się Żwirski — rzekł hrabia z niezwykłym naciskiem. — A Żwirski to imię, przed którem zaledwie Sanguszko lub Radziwiłł może upomnieć się o pierwszeństwo.
Po tych słowach jeszcze raz kordjalnie uścisnął rękę Juljusza, wskoczył do powozu i dał znak woźnicy aby ruszył z miejsca.
Juljusz wrócił do pokoju i w głębokie wpadł zamyślenie.
Co znaczyła nowa nagła zmiana w usposobieniu hrabiego?
Dlaczegóż z tak szczególną, uderzającą dobitnością przypominał mu świetność jego imienia, wynosił go niejako nad wszystkich swych innych utytułowanych sąsiadów?
Przed trzema dniami byłoby go to wszystko niewysłowioną przejęło radością, a pierwszą myślą, pierwszą śmielszą iluzją, byłaby niezawodnie Eugenia.
Dziś uszczęśliwiały go wprawdzie przyjacielskie wy-