Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/395

Ta strona została przepisana.

— Niech tylko maziarz przyjedzie — poszepnęli inni i prostując się na swych siedzeniach pozakładali ręce poza szerokie pasy skórzane.
— A kiedyż maziarz pokaże się u nas? — zapytał pan Jan Perułka.
— Nie przyjedzie aż potrzeba będzie!
— Aż potrzeba będzie! — powtórzyli wszyscy chórem i ponajeżali podstrzyżone wąsy.
— Tymczasem panowie — prosił Juryk — jeszcze po kufelku piwa.
— Żeby niebyło zawiele — przedstawiał ni3ki, chudy, garbaty pan Bartłomiej Barszczyk.
— At, cotam na lepsze czasy! — zawołał Juryk.
— Na lepsze czasy! — powtórzyło całe grono.
A w tymsamym czasie i przy stole, gdzie siedział nasz wójt ryczychowski, Iwan Chudoba, podobny było słychać okrzyk.
Na lepsze czasy! żeby licha nie znać! — zachęcał zacny wójt swoich towarzyszy, postawiwszy nową flaszę wódki na stół.
— Żeby licha nie znać! — wtórowało całe grono, a spory kielich szybką dokoła obiegł koleją.
— Na zdrowie naszego kuma Dmytra, który się już tak dawno do nas nie pokazuje! — zawołał wójt nową rozpoczynając kolej.
— Niema to jak nasz kum Dmytro!
— Ho ho! człowiek jak złoto!
— A rozum fiu fiu!
— Niech się sam jegomość schowa!
Wójt ryczychowski uśmiechnął się z zadowoleniem