Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/411

Ta strona została przepisana.

— Pan sędzia dyktował przecie.
— Co?
Pan Chochelka z urażoną powagą nachylił się ka papierowi i odczytał pełnym głosem:
— I gęsi zostanę i prosię pójdzie do chlewa.
— Osioł! — wrzasnął mandatarjusz, łapiąc się za głowę.
— Osioł? Pan sędzia dyktowałeś prosię. Ale to nic, ja poprawię.
I poślinionym palcem pociągnął po fatalnem prosięciu, a piórem zamachnął aby natomiast przynależytego postawić osła.
Pan mandatarjusz z furją poskoczył ku niem wyrywając mu nieszczęsny papier z przed nosa zgmatwał i zdarł go w tysiąc kawałków.
Pan Chochelka wzruszył tylko ramionami człowiek na niewinne narażony prześladowanie i siedział spokojnie na miejscu.
— Pan wtedy będziesz mandatarjuszem, kiedy biskupem — wykrzyknął pan Gągolewski w najwyższej indygnacji.
— Pan sędzia zapomina, że mam już Mandatarspruefung, a co do Polizeirichterspruefung... — oponował urażony aktuarjusz-poeta.
Mandatarjusz wzruszył ramionami i machnął ręką.
— Weź pan inny papier! — krzyknął.
Pau Chochelka z urzędową flegmą i powagą wziął inny półarkusz siwego papieru, ale za to z wielkim zamachem i ferworem zamaczał pióro do kwartowego kałamarza, sporządzonego z starej stłuczonej