Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/423

Ta strona została przepisana.

wiąc krótko i węzłowato, mam panu postawić dwa warunki do wyboru.
— Wa warunki!
— Właściwie dwie propozycje.
Żachlewicz coś wybełkotał przez zęby.
— Wybór bardzo łatwy. Albo zgodzisz się na pięćdziesiąt kijów, które ci tutaj eo instante każę na wieczną wyliczyć pamiątkę....
Żachlewicz był bliskim zemdlenia.
— Albo... — ciągnął Katilina dalej.
— A.... albo?
— Raczysz łaskawie napisać list do mnie.
— List do pana! — wykrzyknął Żachlewicz, jakby własnym uszom niedowierzając.
— Tak, list i nic więcej.
— A kiedy? — zapytał skwapliwie.
— Natychmiast.
— Lecz cóż ma być w tym liście?
Primo: że proces przeciw Juljuszowi podjąłeś za ścisłem z hrabią porozumieniem, za jego wiedzą i wolą, jego środkami i funduszami, że on tylko dla ukrycia się przed światem wysunął ciebie naprzód, a sam zachował się biernie.
— Nigdy! przenigdy! — wrzasnął Żachlewicz.
— A więc skończyliśmy z sobą — rzekł Katilina obojętnie i wstał z sofki, a ręką wskazał ku oknu.
Żachlewicza zimny pot oblał.
Przed gankiem stał wójt z dziesięcioma sążnistymi drągalami.
— Ależ to gwałt panie! — zawołał.